Coś dla dorosłych,  Duchowość,  Lektura obowiązkowa,  Poradniki,  Przeczytana z przyjemnością

Modlę się. Nie przeszkadzać – recenzja*

Nie znam chyba nikogo, kto powiedziałby, że jego modlitwa jest perfekcyjna i osiągnął w tej dziedzinie szczyty… Przeciwnie… Kiedy rozmawiam z kimś o modlitwie osobistej – niemal zawsze kończymy z przeświadczeniem, że ciągle odczuwamy jakiś niedosyt, że chcielibyśmy „lepiej.. i głębiej… i mocniej… i owocniej… i bardziej…”. Dlatego zawsze chętnie sięgam po książki, które poświęcone są tej niełatwej sztuce. Bo takich lektur nigdy dość – i potrafią one nieraz dać tę „iskrę” i rozpalić żar modlitwy na nowo…

Książka „Modlę się. Nie przeszkadzać” od Wydawnictwa „W drodze” ma takich iskierek mnóstwo. Autorem książki jest Matthieu Aine – katolicki ksiądz, który w ramach działań duszpasterskich prowadzi przy swojej parafii szkołę modlitwy.  Należy także do świeckiego instytutu Notre-Dame de Vie, którego członkowie pogłębiają wiarę w duchu karmelitańskim. Nutę duchowości karmelitańskiej czuć także w tej książce, autor bowiem w swoich rozważaniach na temat modlitwy stara się podążać nie tylko śladem postaci biblijnych, ale czerpie inspirację także od największych mistrzów duchowości karmelitańskiej.

Książka jest zaproszeniem do szkoły modlitwy – modlitwy rozumianej nie jako obowiązek, ale jako pragnienie spotkania z Bogiem, jako pragnienie trwania w głębokiej relacji… Łatwo powiedzieć – trudniej zrobić, dlatego też autor dzieli się swoim doświadczeniem i proponuje czytelnikowi garść praktycznych wskazówek, by modlitwa miała szanse stać się miejscem spotkania i duchowego rozwoju… Zaplanować konkretny czas na modlitwę, pozbyć się rozpraszaczy, ustalić jej czas i nigdy tego czasu nie skracać!, stanąć przed Bogiem w prawdzie, bez udawania i usprawiedliwień, nie szukać intelektualnej satysfakcji, świadomie wejść w spotkanie… To rozwiązania proste, można by rzec, że momentami wręcz banalne – ale kiedy przefiltrujemy je przez swoją codzienność, kiedy zderzymy z własnymi praktykami, może się okazać, że robi się z tego niezłe pole do rachunku sumienia…

Autor porusza także ważną kwestię jaką jest modlitwa Słowem Bożym… Owszem – spontaniczna modlitwa serca i inne jej formy są ważne, ale to właśnie czytanie Biblii jest prawdziwym spotkaniem z Panem, który mówi do nas przez Pisma, bo „to tam zawarty jest przekaz Chrystusa i to, co uczyniło nas ludźmi wierzącymi”.  Proponuje 4 „etapy” takiej modlitwy Słowem Bożym: przeczytać, rozważyć, przyjąć, trwać – a każdy z nich dogłębnie analizuje i omawia. „Ten, kto słucha Ewangelii codziennie, zawsze znajdzie tam coś, co karmi relację” – zabiło mi mocnej serce na to zdanie, bo bardzo wpisuje się to w akcję #zyciezeslowem, którą zaproponowała w sieci Magdalena Urbańska i w której staram się trwać.

To też książka o tym jak ważne jest słuchanie… Mocno poruszyło mnie zdanie „Dla tego, kto nie potrafi słuchać, żadna relacja nie jest możliwa” – ależ to mocne i życiowe. Ale też trudne, bo czy kogoś nie dotknęła nigdy na modlitwie pokusa „zagadania” Pana Boga? Autor podkreśla też jak ważną role odgrywa cisza – cisza, która „nie jest pustką czy brakiem myśli. Jest to cisza zamieszkana i ukierunkowana na obecność Pana, aby Go spotkać”. Tak, to wyzwanie… Wyzwanie słuchania podwojone przez wyzwanie milczenia…

Przeczytałam tę książkę z poruszeniem serca… Niby nie ma w niej nic wielkiego i odkrywczego – ale jednocześnie to dla mnie jedna z najlepszych książek o modlitwie… Porządkuje wiele spraw, otwiera oczy na proste rozwiązania, czasem wywołuje do odpowiedzi i zmusza do konfrontacji stawiając trudne pytania – czy jestem przed Bogiem prawdziwa? Czy modlę się tak, by to On był w centrum mojej modlitwy? Czy to spotkanie jest skoncentrowane na NIM?

W wielu miejscach książka wwierciła mi się w sumienie, zderzyła oczekiwania z rzeczywistością, „postawiła do pionu” – ale ksiądz Matthieu zrobił to z niezwykłą czułością i troską, bez moralizowania, za to z czułym pakietem drogowskazów. Bo autor wielokrotnie podkreśla, że modlitwa to relacja, a jej nauka – to proces. Proces, w którym nie zawsze nam wychodzi, nie zawsze czujemy poruszenia serca, nie zawsze „przeżyjemy olśnienie”.  To trochę zrzuca z naszych ramion ciężar „poczucia porażki”, a autor tuli te nasze wszystkie „niedomagania”. Czasem – powtarza za kardynałem Schonbornem – „trzeba nam się zadowolić posiadaniem pragnienia, by modlitwy pragnąć (…) Pragnienie kochania Boga już jest modlitwą. Kiedy zdarza się, że nie mamy ochoty się modlić, proste poruszenie serca, które ukierunkowuje nas na to pragnienie, już jest modlitwą”. Poczułam się jakoś tak zaopiekowana… Trochę jak u troskliwego taty – wyposażona na drogę w pakiet cennych wskazówek, ale też bogata w przekonanie, że nic nie jest stracone, że warto podejmować trud.

Polecam serdecznie! I korzystając z ciszy – idę się pomodlić 🙂

TytułModlę się. Nie przeszkadzać
Autor: Matthieu Aine
Liczba stron168
Wymiary20,5 cm x 13 cm
OprawaMiękka
WydawnictwoW drodze

*Książkę otrzymałam od Wydawnictwa W drodze w ramach współpracy barterowej. Nie miało to wpływu na moją ocenę i opinię o książce

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *